7/29/2011

Zbrodnicza ewakuacja więzienia w Berezweczu w czerwcu 1941 r. W 70. rocznicę

Dr Sławomir Kalbarczyk (IPN Centrala)

Zbrodnicza ewakuacja więzienia w Berezweczu w czerwcu 1941 r.
W 70. rocznicę





Stalinowska Rosja, która we wrześniu 1939 r. wespół z nazistowską III Rzeszą napadła na Polskę, była nie tylko państwem agresywnym, ale także policyjnym. Jej aparat bezpieczeństwa - od 1934 r. noszący nazwę Ludowego Komisariatu Spraw Wewnętrznych (NKWD ZSRS) - trzymał sowieckie społeczeństwo w żelaznym uścisku, szerząc terror, którego skala poraża także dzisiaj, kiedy znamy rozmiary zbrodni popełnionych w latach najstraszliwszej z wojen w dziejach ludzkości - II wojny światowej (sama "Wielka Czystka" pochłonęła około 700 tys. ofiar). Nie może więc dziwić, że społeczeństwo polskie z ogromnymi obawami oczekiwało na to, co przyniosą bolszewickie rządy. Potwierdziły się one niemal od razu: kiedy przez ziemie Kresów Wschodnich przetoczył się walec Armii Czerwonej, do akcji przystąpiła sowiecka policja polityczna, przeprowadzając na masową skalę aresztowania "elementu antysowieckiego": oficerów Wojska Polskiego, policjantów, urzędników państwa polskiego, ziemian itd. W przededniu wybuchu wojny sowiecko-niemieckiej w więzieniach kresowych przebywało około 40 tys. obywateli polskich. Po agresji niemieckiej 22 czerwca 1941 r. NKWD dokonało istnej hekatomby więźniów, mordując ich w więzieniach i w trakcie marszów ewakuacyjnych - według różnych szacunków - od 10 do 20 tysięcy. Te straszne wydarzenia miały miejsce w wielu znanych miejscowościach, takich jak Lwów, Łuck czy Stanisławów, ale też w takich, które dziś są już zapomniane. Jak Berezwecz właśnie. Przypomnijmy je, "by czas nie zaćmił i niepamięć".

***
Berezwecz koło Głębokiego w województwie wileńskim był jednym z wielu miasteczek na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej. Niczym specjalnym się nie wyróżniał, poza jednym: mógł się pochwalić wspaniałym, zbudowanym w XVIII wieku kościołem i klasztorem zakonu Ojców Bazylianów - perłą barokowej architektury.
Położone blisko wschodniej granicy miasteczko zostało zajęte przez Armię Czerwoną już pierwszego dnia inwazji sowieckiej na Polskę - 17 września 1939 roku. W październiku tegoż roku władze sowieckie zorganizowały w Berezweczu więzienie, zajmując na ten cel budynki klasztorne.
W strukturach więziennictwa Białoruskiej SRS więzienie otrzymało numer 32 (potem 29); limit miejsc berezweckiej "tiurmy" określono na 530. Naczelnikiem więzienia został sierżant bezpieczeństwa państwowego Michaił Prijomyszew. Więzienie w Berezweczu szybko zaczęło zapełniać się ofiarami terroru NKWD. Osadzano w nim aresztowanych w okolicy "wrogów władzy sowieckiej": oficerów Wojska Polskiego, policjantów, urzędników państwowych, ziemian, "kułaków", "graniczników", członków konspiracji antysowieckiej oraz osoby oskarżone o różne "przestępstwa kontrrewolucyjne". Chociaż wśród uwięzionych byli przedstawiciele różnych narodowości, dominowali, jak się zdaje, Polacy. Los aresztowanych był straszny. Przebywali w zatłoczonych do niemożliwości celach, byli licho żywieni, stosowano wobec nich bestialskie tortury. Epilog prowadzonego w więzieniu śledztwa był rozmaity. Część osadzonych w Berezweczu - 500-800 osób najpewniej skazanych na karę śmierci - rozstrzelano i pogrzebano na polanie w pobliskim lasku. Innych wywieziono do obozów pracy przymusowej w głębi ZSRS. Nie udało się ustalić, ilu więźniów przeszło przez więzienie w Berezweczu do chwili wybuchu wojny z Niemcami. Z danych NKWD można wnosić, że średnio przebywało w nim 800-850 więźniów ("limit" miejsc był więc stale przekroczony niemal o połowę).
Chociaż do czerwca 1941 r. w więzieniu w Berezweczu działy się rzeczy przerażające, najgorsze było jeszcze przed ludźmi, którzy cierpieli tu katusze. Tym najgorszym okazała się ewakuacja więzienia. Oto bowiem 22 czerwca 1941 r. niedawny sojusznik, hitlerowska III Rzesza, rozpoczęła wojnę ze Związkiem Sowieckim. Wojska niemieckie przekroczyły granicę i parły na wschód. W tej sytuacji w Moskwie przystąpiono do tworzenia planu ewakuacji więzień białoruskich. Nie zdawano sobie przy tym najwyraźniej sprawy, że niemieckie natarcie to prawdziwy Blitzkrieg. Według planu, podpisanego przez zastępcę ludowego komisarza spraw wewnętrznych ZSRS Wasilija Czernyszowa, więźniów Berezwecza - w liczbie 678 - miano wywieźć do więzień Uzbeckiej SRS dopiero 3 lipca 1941 r., czyli niemal w 2 tygodnie od wybuchu wojny. Plan, nie dość że nierealistyczny, operował błędną, bo zaniżoną liczbą więźniów. W rzeczywistości w Berezweczu w dniu inwazji niemieckiej więźniów było więcej, aniżeli podano w planie ewakuacji. Jeszcze tego samego dnia centralne władze NKWD uświadomiły sobie nierealność planu wywózki więźniów, wobec czego wieczorem 23 czerwca 1941 r. ludowy komisarz spraw wewnętrznych ZSRS Ławrientij Beria polecił ludowemu komisarzowi spraw wewnętrznych Białorusi Aleksandrowi Matwiejewowi niezwłocznie przystąpić do ich ewakuacji. Zarządzenie o ewakuacji zostało nocą z 23 na 24 czerwca telefonicznie przekazane do Berezwecza. Z dokumentów NKWD wynika zresztą, że kierownictwo NKWD BSRS już poprzedniej nocy, nie czekając na rozkaz z góry, wydało rozkaz ewakuacji więzienia.
24 czerwca do rozkazów dotyczących ewakuacji przybył najważniejszy, jawnie ludobójczy rozkaz, podpisany przez Berię (obwodowe zarządy NKWD otrzymały go najprawdopodobniej zaraz po północy). Szef NKWD polecał w nim rozstrzelać wszystkich więźniów skazanych na karę śmierci, oskarżonych bądź już osądzonych za "przestępstwa kontrrewolucyjne" zagrożone wysokimi wyrokami, za "dywersję" oraz "działalność antysowiecką". W świetle rozkazów centrali nakazany tryb ewakuacji przedstawiał się jasno: należało podjąć ją natychmiast, niektóre kategorie więźniów rozstrzelać, resztę przetransportować w głąb kraju. Tak przedstawiała się sytuacja w nocy z 23 na 24 czerwca 1941 roku.
Ilu więźniów było wówczas w Berezweczu? Pierwszą grupę stanowili więźniowie przebywający w więzieniu od dłuższego czasu. Nie wiadomo dokładnie, ilu ich było. Drugą grupę tworzyli "kontrrewolucjoniści" aresztowani w nocy z 19 na 20 czerwca 1941 r. w ramach przeprowadzanej właśnie wielkiej akcji deportacyjnej: "kierownicy i członkowie różnych polskich, białoruskich, ukraińskich i żydowskich organizacji i formacji kontrrewolucyjnych, urzędnicy byłego państwa polskiego, białogwardyjscy oficerowie, którzy uciekli ze Związku Sowieckiego i inny element kontrrewolucyjny". Ludzi tych zabrano wraz z rodzinami z okolicznych miejscowości (Głębokiego, Brasławia, Dzisny, Hermanowicz, Plissy, Postaw, Szarkowszczyzny itd.) i załadowano do transportu deportacyjnego zmierzającego na wschód. Na stacji kolejowej w Głębokiem zostali oni wyładowani i zabrani do więzienia w Berezweczu (transport natomiast pojechał do Barnaułu w Kraju Ałtajskim). Nie ma pewności co do liczby aresztowanych. Świadkowie mówią najczęściej o 500 osobach. Liczba ta wydaje się jednak zbyt wysoka. Z dokumentów NKWD wiadomo bowiem, że w całym obwodzie wilejskim, na terenie którego leżał Berezwecz, aresztowano podczas deportacji "jedynie" 420 osób. Z całą pewnością nie wszystkich umieszczono w Berezweczu - w obwodzie tym były wszak jeszcze 3 inne więzienia, do których kierowano wówczas aresztowanych - w Wilejce, Oszmianie i Mołodecznie. Aresztowani w czasie deportacji znaleźli się w berezweckim więzieniu najprawdopodobniej 21 czerwca 1941 roku.
Tak więc krytycznej nocy z 23 na 24 czerwca 1941 r. w więzieniu znajdowały się dwie grupy więźniów: uwięzieni przed rozpoczęciem akcji deportacyjnej oraz aresztowani w ramach deportacji. Właśnie wtedy, kierując się otrzymanymi rozkazami, władze więzienne postanowiły dokonać egzekucji przewidzianych do rozstrzelania kategorii więźniów. Przebieg zbrodniczej akcji nie jest łatwy do odtworzenia. Wynika to z faktu, że znana obecnie dokumentacja NKWD pokrywa wymordowanie więźniów w Berezweczu iście grobowym milczeniem. Dramatyczne wypadki w więzieniu możemy zatem zrekonstruować niemal wyłącznie na podstawie wyglądu miejsca egzekucji i pochówku w kilka dni później.
Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa przebieg wypadków wyglądał następująco. Przed egzekucją NKWD-ziści wykopali w głębi dziedzińca doły przeznaczone do ukrycia zwłok ofiar zbrodni. Następnie, w celu zagłuszenia odgłosów strzałów, włączono bardzo głośną muzykę. Po tych wstępnych przygotowaniach funkcjonariusze NKWD przystąpili do mordowania więźniów. Zbrodni dokonano w "klasyczny" dla sowieckiej policji politycznej sposób - po skrępowaniu rąk na plecach strzelano z pistoletu w tył głowy. O takiej technice zabijania świadczyły zarówno ślady po wlocie kuli widoczne na głowach ofiar, jak i wygląd pomieszczeń piwnicznych, w których dokonano mordu: grube, zakrzepłe kałuże krwi na podłogach oraz ściany dosłownie "zryte" kulami. Dość zagadkową okoliczność stanowi fakt, iż ofiary zbrodni miały zadzierzgnięte na szyjach pętle z grubego sznura lub drutu. Przypuszcza się, że były one pomocne przy wyciąganiu zwłok z piwnic przez wąskie, piwniczne okienka. Ślady na zwłokach wskazywały, że przed zamordowaniem więźniowie byli bici, maltretowani i okaleczani. Część więźniów, o nieustalonej liczebności, zamurowano żywcem w celach więziennych. Zwłoki pomordowanych transportowano do dołów i tam układano rzędami twarzą do ziemi. Na koniec przykryto je warstwą ziemi - pospiesznie i niestarannie. Ofiarami zbrodni byli wyłącznie lub prawie wyłącznie mężczyźni, mieszkańcy wschodnich powiatów województwa wileńskiego: m.in. brasławskiego, dziśnieńskiego i postawskiego. Łączna liczba zamordowanych nie jest dokładnie znana, jako że nigdy nie przeprowadzono pełnej ekshumacji grobów, poprzestając na ich otwarciu i stosunkowo płytkich sondażach (po ucieczce władz sowieckich, w lipcu 1941 r.). Świadkowie, którzy oglądali doły śmierci, skłonni są szacować liczbę ofiar na 360-800.
O drugiej nad ranem NKWD przystąpiło do ewakuacji pozostałych przy życiu więźniów. Wypędzono ich na podwórzec więzienny, jednak dopiero po 3 godzinach oczekiwania rozpoczęto formowanie kolumny marszowej. Na przedzie ustawiono niedawno aresztowanych, za nimi stanęli więźniowie z dłuższym stażem. Kolumna liczyła, według źródeł NKWD, 830, 855 lub 915 więźniów. Wraz ze skazanymi ewakuował się cały personel więzienia - z rodzinami i dobytkiem. Więźniowie, otoczeni przez eskortujących ich strażników więziennych, żołnierzy wojsk NKWD i milicjantów, ruszyli w kierunku Witebska.
Marsz odbywał się w bardzo ciężkich warunkach, w olbrzymim upale. Udrękę potęgowali eskortujący, nie dając więźniom nie tylko jeść, ale nawet pić. W tych warunkach co słabsi zaczęli zwalniać kroku, a nawet upadać. Dla opóźniających posuwanie się nie było żadnej litości: zabijano ich strzałem, uderzeniem kolby karabinu, przebijano bagnetem. Drogę, którą posuwała się kolumna, usłały ciała pomordowanych. Do zbiorowego mordu doszło w miejscowości Sierocino, gdzie w związku z ucieczką więźnia naczelnik więzienia Prijomyszew oraz 5 innych konwojentów rozstrzelało 27 (lub 32) więźniów. 28 czerwca 1941 r. nastąpił ostatni akt tragedii, jaką była ewakuacja więzienia w Berezweczu. Kiedy kolumna przekroczyła Dźwinę w okolicach kołchozu Taklinowo (niedaleko Ułły; obecnie znajduje się tu miejscowość Nikołajewo), pojawił się niemiecki samolot i zbombardował drewniany most, który chwilę wcześniej opuścili więźniowie. Atak z powietrza wzbudził zrozumiałe przerażenie u ewakuowanych. Kolumna więźniów rozsypała się: ludzie starali się kryć wzdłuż drogi. Naczelnik więzienia tłumaczył potem, iż sądził, że więźniowie uciekają, wobec czego wydał konwojentom rozkaz otwarcia ognia. Od kul z broni maszynowej zginęło, według źródeł NKWD, 715 więźniów (rannych dobito strzałem z pistoletu lub bagnetem). Również i tutaj naczelnik więzienia brał udział w zbrodni. W czasie całego marszu zastrzelił on osobiście z pistoletu 55 osób. Więźniów, którzy ocaleli z masakry i zostali schwytani przez strażników, skierowano do więzienia w Witebsku. Ci, którzy przeżyli, a nie zostali dostrzeżeni przez konwój, powrócili do Berezwecza, gdzie zdali sprawozdanie ze swoich strasznych przeżyć. Godzi się wspomnieć, że absolutna większość zabitych koło Ułły nie miała nawet wyroków (500 osób). Byli to więc, nawet z punktu widzenia sowieckiego prawa, niewinni ludzie.
Z tego, co napisano, wynika, że łączna liczba zamordowanych w czasie ewakuacji więzienia w Berezweczu z pewnością przekroczyła tysiąc osób. A przecież była to tylko część obywateli polskich zamordowanych podczas ewakuacji kresowych więzień przez NKWD latem 1941 roku. Łączna ich liczba przekroczyła 10 tysięcy. O tych nieco zapomnianych ofiarach sowieckiego barbarzyństwa powinniśmy pamiętać zawsze - nie tylko przy okazji okrągłych rocznic.