9/21/2009

„Liczył się tylko honor” Obrona Grodno we wrześniu 1939 r. w reż. E. Szpakowskiego.

Białystok - Ogólnopolskie obchody 70. rocznicy agresji sowieckiej na Polskę

W dniu 17 września 2009 r. w Białymstoku odbędą się obchody 70. rocznicy agresji sowieckiej na Polskę. W godz. 10.00–17.00 w centrum miasta harcerze będą kolportować reprint gazety „Kurjer Wileński” z 18 września 1939 r., zawierający informacje o wkroczeniu Armii Czerwonej do Polski. O godz. 18.00 mszę św. w intencji ofiar drugiej wojny światowej odprawi w Archikatedrze Białostockiej Jego Ekscelencja ks. abp prof. Edward Ozorowski, Metropolita Białostocki. Następnie na Rynku Kościuszki przy pomniku Marszałka Józefa Piłsudskiego zostanie otwarta wystawa pt. „Sowiecka agresja 17 września 1939 r. na ziemiach Polski północno-wschodniej”, przygotowana przez Oddziałowe Biuro Edukacji Publicznej IPN w Białymstoku. Wystawie towarzyszyć będzie multimedialny katalog oraz płyta DVD, zawierająca relacje świadków wspominających okupację sowiecką. Po uroczystym otwarciu wystawy zebrani przejdą do kina „Ton”, gdzie odbędzie się uroczysta premiera filmu dokumentalnego „Liczył się tylko honor” o obronie Grodna we wrześniu 1939 r. w reż. E. Szpakowskiego.

W skład Komitetu Honorowego Obchodów 70. rocznicy sowieckiej agresji na Polskę weszli: Prezes IPN dr hab. Janusz Kurtyka, Wojewoda Podlaski Maciej Żywno, Marszałek Województwa Podlaskiego Jarosław Dworzański, Prezydent Białegostoku Tadeusz Truskolaski.

9/20/2009

Grodno. Jedna kula - jeden Polak Roman Daszczyński

http://wyborcza.pl/1,101901,7057238,Grodno__Jedna_kula___jeden_Polak.html?as=4&ias=5&startsz=x


Grodno. Jedna kula - jeden Polak
Do obrony staje 800 żołnierzy, cywile i mnóstwo młodzieży. Razem dwa, góra dwa i pół tysiąca. Przed walką jeden z dowódców powiedział im wprost: "Sytuacja jest beznadziejna, wojna przegrana - kto nie chce walczyć, ma prawo odejść"

Chłopiec ciska butelkę w radziecki czołg, który dopiero co przejechał przez most nad Niemnem. Ma niecałe 13 lat i nie radzi sobie z zapaleniem knota. Butelka z benzyną roztrzaskuje się o pancerz. Z maszyny wyskakuje czarny tankista. Jest wściekły, spuszcza chłopakowi lanie. Sowieci przywiązują go rozkrzyżowanego pod lufą czołgu. Ruszają dalej - zdobywać Grodno.

Jest 21 września 1939 r. Ulica prowadzi pod górę. Po prawej są koszary, z których strzelają Polacy. Dowodzi nimi listonosz spod Wilna, który tak imponuje swoim pocztowym mundurem, że młodzież widzi w nim doświadczonego dowódcę. Podbiega jeden z obrońców: "Panie komendancie, do czołgu przywiązany sztubak, co robić?!".


- Ognia! - rozkazuje pocztylion, choć wie, że kule z karabinu nie mogą przebić czołgowego pancerza. Część strzelców jest w wieku 15-17 lat.

Czołg mija linię obrony, wtacza się wolno w miasto, silnik potwornie ryczy, gąsienice zgrzytają po bruku.

Nauczycielka Grażyna Lipińska, lat 37, jest przełożoną sanitariuszek. Dostrzega chłopca. Wybiega przed czołg, więc maszyna hamuje. Krew z ran dziecka ścieka strużkami po żelazie. Do Lipińskiej podbiega koleżanka, zaczynają odwiązywać rannego. Z czołgu wyskakuje czarny tankista. Krzyczy ochrypłym głosem jakieś oskarżenia, wygraża rewolwerem, ale nie strzela.

Kobiety rozpoznają chłopca. Jedyne dziecko Zofii Jasińskiej, samotnej matki, służącej w jednym z zamożnych domów.

Tadzik jest już na noszach, za chwilę - w szpitalu. Pięć ran od kul karabinowych. Wbiega zaalarmowana matka. Chłopiec kona na jej rękach. Zofia Jasińska patrzy w gasnące oczy, szepcze: - Tadzik, ciesz się! Polska armia wraca! Śpiewają...

Prawie wszyscy

Jednak kilka godzin po śmierci Tadzika całe 60-tysięczne miasto jest już pod radziecką kontrolą. Na ulicach zniszczone czołgi, swąd spalonych ciał. Bolszewicy byli pewni, że wezmą Grodno kolumną pancerną z marszu - jak inne miejscowości polskich Kresów.

Uciekł prezydent miasta Witold Cieński i starosta powiatowy Tadeusz Walicki. Wprawdzie Grodno było siedzibą dużego garnizonu, ale główne siły na początku września przetransportowano na zachód kraju do walki z Niemcami.

Nawet gen. Józef Olszyna-Wilczyński uciekł samochodem z żoną i adiutantem, choć wiedział, że jest potrzebny, bo bolszewicy wejdą lada moment. - Wrócimy do was bohaterskich jak jałmużnicy, żebrząc waszej chwały - mówi przed odjazdem do zaprzyjaźnionej Grażyny Lipińskiej zawstydzonym, drżącym z przejęcia głosem.

Pojechał na Białystok, dwie godziny później był martwy. W drodze złapali ich Sowieci - zastrzelili generała i adiutanta. Panią generałową puścili wolno.

W Grodnie do walki staje 800 żołnierzy, cywilni mieszkańcy i rezerwiści z innych regionów Polski, którzy nie zdążyli dotrzeć do macierzystych jednostek. Mnóstwo młodzieży - głównie harcerze. Razem dwa, góra dwa i pół tysiąca.

Do tego gimnazjalistki i harcerki jako sanitariuszki. Z braku opatrunków będą darły prześcieradła na pasy i robiły z nich bandaże.

Przed walką jeden z dowódców, mjr Benedykt Serafin, powiedział wprost: "Sytuacja jest beznadziejna, wojna przegrana - kto nie chce walczyć, ma prawo odejść".

Zostali prawie wszyscy.

Mają dwa działka przeciwlotnicze, karabiny maszynowe, granaty i butelki z benzyną - niezwykle skuteczne. Dopiero po pierwszym dniu walk, w nocy z 20 na 21 września, do miasta przybywa gen. Wacław Przeździecki z dwoma pułkami kawalerii. Obejmuje dowództwo obrony. Ułani walczą na przedpolach Grodna.

Rosjanie mają miażdżącą przewagę.

Oficjalne dane o sowieckich stratach: 53 poległych, 161 rannych, pięć czołgów zniszczonych, 14 uszkodzonych.

Po zwycięstwie Rosjanie mszczą się na obrońcach. Przeszukują domy, aresztują ukrywających się. Po nocach na przedmieściach słychać strzały. Jedna kula - jeden Polak. Kilka miejsc egzekucji: Psia Górka, "krzyżówka", Pohulanka, lasek "Sekret". Ktoś zauważa grupę chłopców, nie więcej niż 15-letnich - idą gęsiego, związani za ręce, pod bagnetami. Nie wiadomo, ilu obrońców zginęło. Na Psiej Górce podobno trzystu, do dziś nikt nie zadbał o godny pochówek, leżą pod postawionymi na dziko garażami nowych mieszkańców Grodna.

Trzej chłopcy

15-letni Bohdan Horbaczewski, syn adwokata, wie, że Sowieci mogą go poszukiwać, ucieka do domu babci. Zrzuca harcerski mundur, wkłada krótkie spodenki, sandały i gładko zaczesuje włosy, by mieć dziecięcy wygląd. Boi się, że ktoś doniesie o jego roli w pierwszym dniu obrony. Dwieście osób widziało, jak przez wiele godzin rozlewał benzynę do butelek z garażowej beczki. Na podwórku domu jego rodziców stał tłum ludzi, którzy schronili się przed radzieckimi czołgami.


Horbaczewski ocenia, że do walki z tankistami nalał prawie 400 butelek. Ręce mu mdlały od tej roboty. Kto go widział? Polacy, Żydzi, Białorusini, chyba też jacyś Litwini. Najbardziej niepokoi go, że wśród gapiów stał nastoletni syn byłego carskiego oficera Bielajewa, co by nie mówić - Rosjanin. Kto wie, czy taki nie pójdzie wyściskać się z Sowietami?

Ojciec Horbaczewskiego jest gdzieś na wojnie, matka pomaga rannym w walkach o Grodno. Ratuje przed rozwścieczonymi Polakami tankistę ze spalonego radzieckiego czołgu i odwozi go do szpitala. Po kilku dniach przyjeżdża po nią samochód NKWD. Sowieci przez półtorej godziny wożą ją po mieście, chcą, by pokazywała domy, gdzie mieszkają rodziny oficerów. Ona mówi, że nie wie, i błaga: zawieźcie mnie do szpitala, chcę zobaczyć, co z tankistą. Puszczają ją.

Horbaczewscy przetrwają w Grodnie do końca wojny. Otrą się o wywózkę do Kazachstanu. Będą już w bydlęcym wagonie, gdy wybuchnie wojna niemiecko-radziecka. Hitlerowcy zbombardują ich pociąg za Baranowiczami, cała rodzina wróci do domu.

Ośmioletni Jerzy Krzysztoń jest w niewielkim domu rodziców przy ul. Piaskowej, trochę na uboczu. Widzi przez okno, jak w sadzie polscy żołnierze sieką z karabinu maszynowego do nisko lecących samolotów. Jeden z nich zrzuca ulotki wzywające do zaniechania oporu. Żołnierze używają tych ulotek do zapalania papierosów. Ojciec Krzysztonia jest adwokatem, byłym prokuratorem - wkrótce aresztują go Sowieci i przepadnie bez wieści. Za siedem miesięcy dwóch synów z matką pociąg wywiezie na stepy Kazachstanu.

Dwunastoletni Wiktor Woroszylski, syn zasymilowanego żydowskiego lekarza, jest w domu rodziców przy ul. Rydza-Śmigłego. To prawie przy jednym z głównych placów miasta. Stoi z bliskimi na chodniku przed domem, a środkiem ulicy maszeruje kolumna radzieckiego wojska. Matka Woroszylskiego dziwi się:

- Bolszewicy - tacy mali?

Za niecałe dwa lata miasto zajmą Niemcy. Woroszylscy znajdą się w miejscowym getcie, po kilkunastu miesiącach uciekną na aryjską stronę. Ocaleją jako nieliczni z 25 tysięcy grodzieńskich Żydów.

Mała stolica

Tadzik Jasiński, ukrzyżowany na czołgu, to prawdziwa postać?

- Naturalnie - 85-letni Bohdan Horbaczewski mówi bez wahania. - Ja osobiście go nie znałem, ale byli świadkowie. Dziś staje się symbolem obrony Grodna. Niedawno jego imieniem nazwano bulwar we Wrocławiu i ulicę w Gdańsku.

- Zachowało się jakieś zdjęcie chłopca?

- Nie, nie ma też fotografii jego matki. Grażyna Lipińska już po wojnie, gdy wróciła z łagrów, próbowała odnaleźć Zofię Jasińską, bez skutku. Nie znalazła też mogiły Tadzia na grodzieńskim cmentarzu, choć sama uczestniczyła w jego pogrzebie. Przez lata dużo się pozmieniało. Teraz na cmentarnej kaplicy jest tylko tablica upamiętniająca chłopca. Jasińscy i tak mieli więcej szczęścia niż inni, wojna bezpowrotnie zatarła ślady po tysiącach ludzi, a o nich się przynajmniej pamięta.

- Dlaczego Grodno podjęło beznadziejną walkę?

- Młodzi nie wyobrażali sobie, by mogło być inaczej. Żyliśmy dumą, że to królewskie miasto, trzecia stolica Polski.

- Prowincjonalne Grodno stolicą? W jakim sensie?

- Z Wilna do Krakowa jechało się przez Grodno. A że miejsce urokliwe, lubił tu bywać Jagiełło. Także Kazimierz Jagiellończyk w Grodnie zgodził się przyjąć polską koronę i umarł w 1492 r. Nieco wcześniej na grodzieńskim zamku rozstał się ze światem jego syn - św. Kazimierz, patron Litwy.

- Królewskie koneksje miało więcej polskich miast.

- Ale to my mieliśmy Batorego, przez całe lata. Rozkochał się w Grodnie, rozbudował Stary Zamek, jeździł na polowania, planował podboje Moskwy. I umarł w Grodnie niespodziewanie w 1586 r. Rosyjski historyk Karamzin komentował później: "Był to jeden z najznakomitszych monarchów świata, jeden z najniebezpieczniejszych wrogów Rosji, którego śmierć więcej nas ucieszyła, niż państwu, w którym panował, smutku przyniosła".

- Do Grodna zwoływano niektóre sejmy.

- Tak, bo Litwa piekliła się, że co to za Rzeczpospolita Obojga Narodów, skoro sejmy są tylko w Koronie. Uzgodnili z grubsza biorąc, że co trzeci będzie na Litwie, w Grodnie.


- I Grodno stało się symbolicznym miejscem upadku Rzeczypospolitej. Sejm z 1793, na którym szlachta, sterroryzowana przez rosyjskie wojska, zatwierdziła drugi rozbiór Polski. Dwa lata później zapłakany Stanisław August Poniatowski w Grodnie podpisał swoją abdykację - w dniu imienin carycy Katarzyny II.

- I mieszkał w Grodnie, w pięknym pałacu obok zamku Batorego, jeszcze do 1797 r., by w końcu wyjechać do Petersburga i zostać tam dworakiem cara. Ale też w Grodnie próbował wcześniej po swojemu ratować Polskę. Podskarbi i przyjaciel Stanisława Augusta - Antoni Tyzenhauz - założył tutaj 50 manufaktur. Grodno zaczynało prosperować jako ośrodek przemysłowy. A potem Rosjanie zrobili tu senne miasto gubernialne. Grodnianie znali historię. Na młode polskie głowy działały też wszystkie sanacyjne legendy: wojna polsko-bolszewicka z bitwą nadniemeńską, powstania narodowe, geniusz Piłsudskiego, lwowskie Orlęta.

Bez Miłkowszczyzny

Na przełomie XIX i XX w. Grodno nabrało znaczenia dzięki Elizie Orzeszkowej.

Orzeszkowa jest ziemianką z Grodzieńszczyzny. Pomaga powstańcom styczniowym, w majątku jej męża Piotra Orzeszka przez dwa tygodnie ukrywa się Romuald Traugutt - przyszła pisarka we własnej karecie przemyca go do granicy z Królestwem. Zostaje zadenuncjowana przez służbę, na rodzinę spadają carskie represje: konfiskata majątku, zesłanie Piotra na Syberię. Żona nie jedzie za mężem, małżeństwo rozpada się. Orzeszkowa nie radzi sobie z gospodarowaniem na odziedziczonej po rodzicach Miłkowszczyźnie pod Grodnem. Majątek sprzedaje rosyjskiemu pułkownikowi, bo Polacy nie mogą kupować ziemi w zachodnich guberniach Cesarstwa Rosyjskiego.

W 1869 r. Orzeszkowa osiada w Grodnie trzy lata po debiucie pisarskim (opowiadanie "Obrazek z lat głodowych") i rzadko wyjeżdża z miasta. Jej twórczość mówi o losach mieszkańców Grodzieńszczyzny. Wieś Bohatyrowicze z "Nad Niemnem" rzeczywiście istnieje, jak i tamtejsza mogiła powstańców z pokaźnym krzyżem. Korczyńscy to miejscowi ziemianie - Kamińscy.

Powieść "Zygmunt Ławicz i jego koledzy" napisana jest na kanwie prawdziwych losów młodego urzędnika izby skarbowej w Grodnie.

Proza Orzeszkowej daje program społeczny i polityczny: mądry opór przeciwko rusyfikacji, codzienna solidna praca, walka z wszechobecną biedą, kształcenie młodzieży.

Benedykt Korczyński z "Nad Niemnem" nie sprzedaje rodowego majątku - choć musi płacić dolegliwą kontrybucję za powstanie styczniowe i mógłby lepiej ułożyć sobie życie w Rosji. Pisarka mówi jasno: gdy wróg nie daje wyboru, trzeba walczyć do końca, o godność. Pokonany może być moralnym zwycięzcą. W późnym opowiadaniu "Gloria victis" szlachcianki rwą swoje koszule na bandaże dla powstańców.

Orzeszkowa otwiera legalne wydawnictwo i księgarnię, a także - w swoim domu - nielegalny zakład dla panien, by wychowywać w duchu patriotycznym. Myśli nie tylko o Polakach. Od początku lat 60. jest przyjaciółką Żydów. Wie, że nie da się zbudować lepszego świata bez braterskiego traktowania mniejszości. Tworzy kasę ubogich - Grodzieńskie Towarzystwo Ubezpieczeń. Orzeszkowa działa z takim rozmachem, że władze carskie nakładają na nią areszt domowy. Do Grodna przyjeżdżają zachodni dziennikarze, intelektualiści z Warszawy. Wielu z nich daje odczyty dla miejscowej elity.

Pisarka uważa, że wciąż dzieje się za mało. Jeszcze w 1901 r. stwierdza w jednym z listów: "Nasze bowiem Grodzienko to trup".

"Zdaje się nawet, że każda wyższość moralna czy umysłowa budzi tu niechęć i postrach" - dodaje.

Orzeszkowa umiera w maju 1910 r. w domu przy pięknej starej alei. Mieszkańcy wyściełają słomą bruk ulicy, by stukot koni i wozów nie zakłócał ostatnich dni pisarki.

Wielbłądy na stepie

40-letni Jerzy Krzysztoń - już w Warszawie - pisze autobiograficzną powieść "Wielbłąd na stepie". Wysiedleni z Grodna przez Sowietów Polacy, głównie kobiety z dziećmi, wiodą życie gdzieś w Kazachstanie. Gdy jest ciężko, ratują się wspomnieniami.

Zosia: - To nie było miasto - to był sam wdzięk. (...) Śniło mi się Grodno. I takie śliczne, takie niezwykłe, jak malowane. Bruk migocze po deszczu, a kamieniczki nachylają się w kałużach i widzę dużo starych kasztanów... I te sklepiki grodzieńskie, pamiętasz? Można było kupić torebkę fistaszków, żydków, jak się mówiło. Albo chałwę i rodzynki... Mój ty Boże, co się tam dzieje?

Stach: - Myślisz, że Niemcy nie robią tam tego samego, co na Białorusi i Ukrainie? Nawet nie jesteśmy w stanie sobie tego wyobrazić. Tu jest, można powiedzieć, sielskie życie. A tam? Kiedyś się dowiemy, nie daj Boże. Nie starczy popiołu do posypania głów.

Czerwone i czarne

Zanim do Grodna wjadą sowieckie czołgi - do mężczyzn w polskich mundurach zaczną strzelać członkowie komunistycznych bojówek. Żydowskich i białoruskich. Tak się dzieje 17, 18 i 19 września na wieść o przekroczeniu przez bolszewików granicy RP.


W Grodnie kule padają od strony żydowskich kamienic - z balkonów, poddaszy, okienek. To komuniści - przekonani, że nadszedł czas rewolucji. Ilu ich może być? Kilkunastu, kilkudziesięciu?

- Pewnie nie więcej... Jak na 30 tysięcy grodzieńskich Żydów całkiem niedużo, ale i tak wystarczyło do podsycenia nienawiści - potwierdza Bohdan Horbaczewski. - Ja sam omal nie oberwałem, ktoś strzelał do mnie, gdy w harcerskim mundurku, z opaską gońca obrony przeciwlotniczej, biegłem przez żydowską dzielnicę na obiad do babci. Mój ojciec przed wojną jako adwokat bronił w procesach politycznych. Mam teczkę, być może jedyną tego typu w Polsce, ze sprawy dziesięciu komunistów oskarżonych w 1926 r. o działalność antypaństwową w Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi. To byli ludzie na różne sposoby odrzuceni przez tamtą Polskę, zazwyczaj biedota. Naiwnie wierzyli, że Związek Radziecki da wolność i godne życie. Polska nie miała dla nich nic poza kratami i policyjną pałką.

20 września 1939 r. wśród polskich mieszkańców Grodna rozchodzi się wieść, że w jednym ze spalonych radzieckich czołgów jechał Żyd o nazwisku Aleksandrowicz - jako przewodnik. Dwa lata wcześniej miał uciec do ZSRR, by uniknąć kary za zabójstwo.

- Podobno na zabawie poszło o dziewczynę, dźgnął nożem marynarza z Gdyni - opowiada Horbaczewski. - Gdyby Polak zrobił to Polakowi, nie byłoby wielkiego hałasu. Ale tak, po pogrzebie na grodzieńskim cmentarzu, żałobnicy przeszli głównymi ulicami miasta i powybijali szyby w żydowskich sklepach.

Po zajęciu Grodna przez Rosjan niektórzy Żydzi pomagają w wyłapywaniu polskich obrońców miasta. Wielu wstępuje do NKWD, uczestniczą w przygotowaniu wywózek na Sybir. Gdy pod koniec 1942 r. Niemcy rozpoczną eksterminację Żydów, niewielu Polaków z Grodna będzie stać na współczucie i pomoc.

Komunizujący Białorusini zbrojnie zajmują kilka podgrodzieńskich wsi. Tu i ówdzie budują ukwiecone bramy powitalne dla sowieckiego wojska. Ponad 70 proc. Białorusinów w II Rzeczypospolitej to analfabeci.

19 września dowództwo Grodna wysyła wojsko do odległego o 30 km Skidla, Polacy odbijają wieś z rąk komunistycznej "władzy", uwalniają uwięzionych urzędników i zamożnych rolników. Pod koniec września Białorusini mordują wokół Grodna przeszło 20 Polaków, tzw. osadników wojskowych. Sprawcami zbrodni często są mężczyźni, którzy pracowali u ofiar jako parobkowie.

Wkrótce Białorusini sami stają się celem sowieckich represji. Po zajęciu Grodzieńszczyzny przez Niemców zaczyna się polowanie na zabójców polskich osadników wojskowych. Zajmują się tym m.in. Polacy pracujący w "granatowej policji" - od ich kul ginie kilka osób.

Zostaje encyklopedia

Październik 1941, Grodno. Żyd zaprzyjaźniony z rodziną Horbaczewskich, pan Łapin, zaprasza Bohdana do siebie. Przed wojną był bogaczem, właścicielem znanej w Polsce wytwórni kart do gry. Teraz - nędzarz. Interes zamknęli mu Rosjanie, potem Niemcy wyrzucili z domu. Mieszka kątem u znajomych.

- Zabierają mnie do getta, chcę ci dać coś na pamiątkę - mówi Łapin. Wręcza Bohdanowi walizkę z 30-tomową Jewrejską Encykłopedią, wydanie petersburskie z lat 80. XIX stulecia.

- Nie gniewaj się, że brakuje piętnastego tomu.

Wiosna 1945, Grodno. Bohdan Horbaczewski pracuje w miejskim radiowęźle. Sowieci z podbitych ziem III Rzeszy zwożą do miasta odbiorniki radiowe - ciężarówkami. Niemiecka elektronika podczas transportu traktowana jest brutalnie, na jednym z grodzieńskich placów zwala się ją na wielką pryzmę. Rosjanie przychodzą, wybierają co ładniejsze sztuki, ale większość odbiorników jest uszkodzona. Trafiają do radiowęzła, a tam do Horbaczewskiego, który potrafi je naprawiać. Młody Rosjanin przynosi jeden aparat radiowy, potem drugi, i trzeci...

- Te, uważaj, to jest naczelnik NKWD - przestrzega szef radiowęzła.

Horbaczewski bez kompleksów zaczepia swojego klienta: - Przy aresztowaniu mojego ojca zrobiliście rewizję w naszym domu i zabraliście rodzinne fotografie, po co wam one? Proszę, oddaj.

Następnego dnia enkawudzista przychodzi z paczką zdjęć: - No masz.

- Ale, ale... Wzięliście jeszcze Jewrejską Encykłopedię. To prezent...

Enkawudzista pamięta o prośbie: - Słuchaj, ona jest za duża, żebym ją tak wyniósł - mówi przy następnym spotkaniu. - Przyjdź do mnie do biura jutro o dwudziestej drugiej, razem coś wykombinujemy.

Horbaczewski nie może w nocy zasnąć, boi się podstępu. Następnego dnia nie idzie na spotkanie.

Lato 2007, pociąg relacji Toruń - Warszawa. Bohdan Horbaczewski w przedziale poznaje Estonkę, mieszkankę Grodna, która jest docentem na tamtejszym Uniwersytecie Janka Kupały. Opowiada jej po rosyjsku perypetie swojego życia, wspomina o Łapinie i Jewrejskiej Encykłopedii.

- Dokładnie z takiej samej korzystam w czytelni - mówi zdumiona Estonka.


- Są wszystkie tomy?

- Nie, brakuje piętnastego.

Żołnierz na moście
Z Białegostoku trzeba jechać niecałe 100 km w kierunku północno-wschodnim.

Porównywać tamto Grodno z tym dzisiejszym, białoruskim - odciętym od Polski linią Curzona - nie ma sensu. Jest inne, mieszka tam przeszło 300 tys. osób, w większości Białorusinów.

Bohdan Horbaczewski powojenne lata przeżył w Toruniu. Zatrudniony był w pracowni konserwatora zabytków. Ma wielkie archiwum dotyczące Grodna, zapisał je niedawno w darze bibliotece Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. Jego syn niespecjalnie jest zainteresowany kresową przeszłością rodziny. Bohdan Horbaczewski wciąż odwiedza Grodno, mimo swoich 85 lat. Ma tam wielu przyjaciół: Białorusinów, Polaków i Rosjan. Mówi, że ich miasto jest po prostu inne, ale wciąż są tam stare kąty, które mu coś przypominają.

Jerzy Krzysztoń zmagał się przez wiele lat z chorobą psychiczną. Jego najbardziej znaną powieść "Obłęd" przepełnia gorycz i rozczarowanie światem. Był autorem wielu cenionych reportaży i słuchowisk. Odebrał sobie życie w maju 1982 r.

Wiktor Woroszylski, pisarz, poeta, zmarł po długiej walce z chorobą w Warszawie we wrześniu 1996 r. Zaraz po wojnie był zagorzałym komunistą. Pod koniec lat 60. przeszedł do politycznej opozycji, był człowiekiem "Solidarności". Gdy Rosjanie uciekali z Grodna przed Niemcami, młody Woroszylski znalazł na podwórzu porzuconą stertę rosyjskiej literatury, został jej znakomitym tłumaczem na język polski. O Grodnie mówił rzadko. Pod koniec życia odnalazł wiarę w Boga. W przedśmiertnym tomiku "Ostatni raz" zamieścił wiersz:

A jeżeli nawet -

Nie zgłaszam do Niego pretensji

On jest w porządku

Tyle razy nie skorzystał z okazji żeby mi to zrobić

Miał do dyspozycji

przeciągi, zarazki, bomby

zaryglowane wagony na wschód i zachód

Miał żołnierza na moście

Nad Niemnem zbielałym


***

Korzystałem m.in. z: Czesław K. Grzelak, "Kresy w czerwieni 1939", wyd Rytm, 2008; Jan Siemiński, "Grodno walczące", wyd. Towarzystwo Literackie im A. Mickiewicza, 1992; Grażyna Lipińska, "Jeśli zapomnę o nich...", wyd. Editions Spotkania, 1990; Anna Bikont, Joanna Szczęsna, "Lawina i kamienie", wyd. Prószyński i S-ka, 2006

9/19/2009

Посольству Польши передано обращение общественности в связи с 70-летием агрессии СССР против польского государства

Минск, 18 сентября. 17 сентября посольству Польши в Беларуси передано обращение общественности в связи с 70-летием агрессии СССР против польского государства.

Его подписали бывший узник колымских лагерей ГУЛАГа Владимир Романовский, бывший диссидент и политзаключенный мордовских лагерей ГУЛАГа Сергей Ханженков, координатор проекта "Покаяние" оргкомитета по созданию партии "Белорусская христианская демократия" Валерия Черноморцева.

В обращении на имя посла Польши, в частности, отмечается, что 17 сентября "исполнилась траурная годовщина предательского удара Красной Армии в спину Польской армии, которая оборонялась от фашистского нашествия". От имени общественных и политических инициатив, историков и краеведов, занимающихся увековечением памяти жертв сталинских репрессий, авторы обращения высказывают сочувствие польскому народу в связи с разделом польского государства между нацистской Германией и коммунистическим СССР по печально известному пакту Молотова — Риббентропа от 23 августа 1939 года.

"Мы обращаем внимание, что именно преступный сговор этих тоталитарных режимов привел к насильственному лишению народа Польской Республики его государственности, к развязыванию Второй мировой войны и неисчислимым людским жертвам", — говорится в обращении.

Его авторы разделяют боль страданий и гибель миллионов поляков, белорусов, евреев, людей других национальностей — народов Восточной Европы, которые стали жертвами двух нечеловеческих режимов — сталинского и нацистского. "Мы чтим память офицеров Польской армии, расстрелянных в Катыни и других местах, в том числе и на территории нынешней Республики Беларусь. Наш совместный долг — увековечить память жертв тоталитарных режимов ради потомков. Призываем польский народ оказывать белорусскому обществу всяческое содействие в преодолении наследия тоталитаризма", — отмечается в обращении.

Марат Горевой, БелаПАН.
18.09.2009 11:26 Общество, Беларусь — Евросоюз
http://belapan.com/archive/2009/09/18/eu_329827/