5/12/2007

W moim kościele był nocny bar

Dziennik Wschodni, 2007-05-08
Rozmowa z ks. Grzegorzem Chudkiem z Lublina, proboszczem katolickiej parafii w Reczycy na Białorusi

Tu ludzie żyją jak w getcie. Jakby byli w stałym niebezpieczeństwie. Stąd seks i alkohol, ucieczka w przyjemność. Takie pójście na całość, żeby jeszcze coś z tego życia mieć. Ich garniturem jest dres, kobiety ubierają się tak, że ulica wygląda jak lekki film pornograficzny. Każdy jest głodny miłości, próbuje ją jakoś zyskać; kupić, ukraść, przehandlować. Za każdą cenę. Nawet za cenę AIDS.
• Jak to się stało, że ksiądz znalazł się na Białorusi?
- Jestem tu już od 14 lat. Zaczęło się od praktyk seminaryjnych, które odbywałem u księdza Laskowskiego w Homlu. I widać przeznaczona mi była rola wędrownego kapłana, skoro już tu zostałem.
• A dlaczego ksiądz został?
- Bo zrozumiałem, jak wiele mogę tu zrobić głosząc naukę Chrystusa. Gdy przyjechałem pierwszy raz na Białoruś zobaczyłem pustynię. W sensie moralnym i religijnym. To nawet nie było wrażenie życia pogańskiego, ale wręcz antychrześcijańskiego.
• W czym się to przejawiało?
- Smutek, szarość, beznadziejność. Grzech, który niszczy tutaj człowieka do tego stopnia, że nie jest w stanie ani pracować, ani żyć. Ucieczka w alkohol i seks to tutaj bardzo często norma społecznie akceptowalna. Mężczyźni po 40-ce biorą sobie nastoletnie kochanki i nikt się temu nie dziwi. Narkotyki, aborcje, AIDS to właściwie powszechny obraz codziennego życia.
• Ksiądz staje na ambonie i grozi palcem?
- A co by to dało? Ja po prostu rozmawiam z ludźmi. I dziś, po 14 latach jestem bardziej skłonny ich usprawiedliwiać niż osądzać. To nie ich wina, że żyją w taki sposób; zwyczajnie nie potrafią inaczej. Nikt nie pokazał im innej drogi. To tragiczne ofiary pewnego systemu, który nie daje im niczego, poza wrażeniem beznadziejności. Kiedyś młodzi ludzie powiedzieli mi wprost: My już w nic nie wierzymy. Nas zawsze uczono, że jest jedna partia, jeden wódz, jedno szczęście. I okazało się, że to było kłamstwo. Teraz przychodzicie wy i mówicie, że jest jeden Bóg i jedna prawda. A jeśli się okaże, że wy też nas oszukujecie?
• Jakich ludzi tu ksiądz spotyka?
- Pozbawionych tożsamości, korzeni, ale przy tym życzliwych, gościnnych i otwartych. Pełnych strachu. Trzeba dużo czasu, aby ich zrozumieć. Boją się wejść do kościoła; Bóg jest dla nich zagrożeniem, bo Jego Słowo odkrywa prawdę, tu zaś za prawdę zginęło wielu ludzi. Obok kościoła było getto żydowskie, jednego dnia wystrzelali wszystkich. Krzyk był na całe miasto. Tego krzyku się nie zapomina, powiedziała mi starsza kobieta. Zostaje w człowieku. Razem ze strachem.
• A jednak udało się księdzu odzyskać reczycki kościół i zgromadzić wokół niego wiernych?
- Długa historia. Kościół został konsekrowany w 1903 roku, ale od 1968 do 1992 roku była w nim restauracja "Stary Zamek”. Po rozpadzie ZSRR, jak Gorbaczow zaczął walczyć z alkoholizmem, knajpę przemianowano na bar witaminowy dla dzieci. W ‘95 roku skończyły się rządy Gorbaczowa, a do kościoła znowu wróciła wódka, bo bar witaminowy zamieniono na bar nocny.
• Trudno wyobrazić sobie bardziej kuriozalną sytuację!
- Tutaj to nikogo nie dziwiło. Ale znalazło się 10 babć, które się uparły, że kościół znowu będzie kościołem. W ‘92 roku zaczęliśmy się starać o jego odzyskanie. Okazało się jednak, że cała biurokratyczna droga niezbyt posuwa to wszystko do przodu. No i babcie w ‘98 zaczęły po swojemu walczyć o kościół. Pewnej niedzieli z samego rana poszły do baru, siadły przy stoliku, postawiły krzyżyk, zapaliły świeczkę i dawaj się modlić nad różańcem. Zaraz przyjechała policja, wyrzucili babcie z baru, no to one modliły się na zewnątrz.
• Odważne.
- Odważne i mądre. Jak zaczęły się przesłuchania, to one wiedziały, że niczego nie mogą podpisywać i to je uratowało. Następnej niedzieli znowu poszły do baru, a z nimi już ze 40 osób. Przyjechały 2 radiowozy. Ktoś wydał rozkaz, żeby rozpędzić ich gazem duszącym. I zrobiła się z tego afera, a nawet skandal, bo działanie władz było nieproporcjonalne do tego zdarzenia. Po prostu przesadzili. Zainteresowała się tym prokuratura, a w efekcie zmienił się front w sprawie kościoła: mer miasta zaczął z nami rozmawiać. I w końcu odzyskaliśmy kościół. Teraz trwa jego odnawianie, bo przez te lata kiedy była tu restauracja i bar kościół został zniszczony.
• Jak duża jest dziś parafia?
- Mam kontakt z 500 osobami, które zadeklarowały, że są katolikami. Z tej grupy 60 osób przychodzi do naszego kościoła w Reczycy.
• Jak ci ludzie żyją na co dzień?
- Inaczej. Bardziej szaro, skromnie. Małe mieszkania, znane z naszych socrealistycznych osiedli, tylko w gorszym stanie i stylu. Szczególnie dokuczliwy jest brak wentylacji w ubikacjach, więc można sobie wyobrazić, że nie jest to zbyt komfortowe. Do tego dochodzą cienkie rury kanalizacyjne: papieru toaletowego nie wrzuca się do sedesu, tylko obok. Cóż... niezbyt przyjemnie to pachnie. Rzecz w tym, że tam w ludziach została zniszczona potrzeba piękna, estetyki. Piękno zbawia, powiedział Tołstoj, ale kiedy niszczy się jego twórcę, Boga, przestaje mieć sens. Ale gdy widzą, że można inaczej, ładniej, chętnie to podchwytują.
• Ksiądz pokazuje im, że można inaczej?
- Głównie poprzez wystrój kościoła, pewną harmonię, którą staram się stworzyć. Zapraszam do siebie na kolędę, przygotowuję przyjęcie. Ubieram ładnie stół, podaję przystawki, pierwsze danie, drugie... Ludzie są zdziwieni, bo u nich wszystko ląduje od razu na stole; to pokazanie pewnej obfitości, takie prawdziwe ugoszczenie. A ja im tłumaczę, że pięknie nie znaczy dużo i drogo. Nie trzeba wieszać dywanów na ścianę, ale można ją pomalować na biało. Jest wtedy taniej, prościej i ładniej.
• Święta też są bardziej obfite, niż ładne?
- Atmosfery świąt nie bardzo tu widać. W Wielkanoc ludzie przynoszą jedzenie do poświęcenia w reklamówkach. Dwa najważniejsze święta na Białorusi to zresztą nowy rok i dzień kobiet. Dopiero potem Wielkanoc i Boże Narodzenie. Może jeszcze urodziny Lenina...
• A jak wygląda ten wielki dzień kobiet?
- Trwa aż dwa dni: 8 i 9 marca. Nie ma wtedy pracy. Wszyscy piją za pomyślność pań. To wielkie wydarzenie, trąbi o tym radio i telewizja. Są kwiaty, życzenia, po prostu wielka państwowa feta.
• Trochę jak u nas 40 lat temu...
- U nas nigdy nie było tak, jak tam. Po rozpadzie ZSRR zaczęły się wyjazdy na Zachód. Coś zaczęło się zmieniać, ludzie mieli nadzieję na inne życie. Ale po ‘94 roku wszystko się zatrzymało. Młodzi ludzie się rozczarowali, zobaczyli, że nie mają szansy rozwinąć skrzydeł. Idą na studia, potem są wysyłani do pracy.
• Nie ma bezrobocia?
- A skąd! Tam jest 2 proc. bezrobocie, wszyscy coś robią. Zamiatają ulice, siedzą w muzeach.
• To chyba nie najgorzej? Przynajmniej jest na życie.
- Oni mówią tak: my nie żyjemy, my "wyżywamy”. Marna praca, marna płaca. Ale nie to jest najgorsze. Najgorsze jest to, co w tych ludziach siedzi w środku. Tam trudno znaleźć rodzinę w której ktoś nie byłby represjonowany, albo nie był w Afganistanie, nie zabił człowieka. Ci, którzy zabijali nie są normalni, strasznie cierpią. Jest w Reczycy taki człowiek, rzadko trzeźwy. Mówi: ja zabijałem i nawet mi się to spodobało. Państwo powiedziało, że można zabijać, a jak wróciłem do domu, okazało się, że to wszystko nieprawda. Jak z tym żyć, pyta, jeśli nie ma przebaczenia? Ci ludzie to ofiary, pochylam się nad nimi z wielką pokorą.
• Tej pokory nauczyło księdza 14 lat na Białorusi?
- Taką mam nadzieję. Dziś wiem, że o nikim nie można powiedzieć na pewno, że jest zły, głupi albo nieuczciwy. Nikogo nie można skreślać. Trzeba po prostu zrozumieć. Kiedyś przyjechał do nas architekt żydowskiego pochodzenia. Spytany, jak mu się tutaj podoba, odpowiedział: tu ludzie żyją jak w getcie. Jakby byli w stałym niebezpieczeństwie. Stąd seks i alkohol, ucieczka w przyjemność, takie pójście na całość, żeby jeszcze coś z tego życia mieć. Ich garniturem jest dres, kobiety ubierają się tak, że ulica wygląda właściwie jak lekki film pornograficzny. Tu każdy jest głodny miłości, próbuje ją jakoś zyskać; kupić, ukraść, przehandlować. Za każdą cenę. Nawet za cenę AIDS.
• Rozmawiacie o tym?
- Oni nie chcą o tym rozmawiać, jeszcze bardziej zasmucać sobie tego szarego życia. Bo jaką mają alternatywę? Reczyca to strefa Czarnobyla, oni wiedzą, że mogą umrzeć wcześniej niż inni, choć nie ma żadnych oficjalnych danych o skażeniu. Co ja mogę zrobić? Mogę im pomóc odnaleźć się w tej rzeczywistości. Znaleźć nadzieję, wiarę, po prostu sens życia.

Magdalena Bożko